niedziela, 20 lipca 2014

TAM, GDZIE ROSNĄ POZIOMKI.



Opowiem Wam bajkę, a może sen, który doczekał się spełnienia. Jest w moim mieście niezwykłe miejsce, gdzie o odpowiedniej porze można nagrać kojący dźwięk natury i ciszy przerywanej jedynie odgłosem własnych kroków. Wyjątkowe. Dobrze mi znane, a jednak wciąż zaskakujące. Szczególnie bliskie.
Wyobraźcie sobie letnie popołudnie. Jedno z tych upalnych, kiedy obrazy spod ciężkich powiek plączą się z rzeczywistością, a ukojenie przynosi jedynie woda zmieszana z winem. I ten stan przerywają nagle słowa. "Posłuchaj, zgadnij gdzie to". Delikatne i zarazem chropowate odgłosy mogłyby trwać bez końca. Bije od nich spokój wymieszany z radością.  Niedoskonałość nagrania wręcz wzmacnia magię miejsca, w którym powstało. Porusza. Oczy same się zamykają, a ściany pokoju przeobrażają w drzewa. Czyżby powieki znów przegrały z upałem? Nie tym razem. W trwających kilkadziesiąt sekund dźwiękach udało się zamknąć baśniowość realnego miejsca.
W głowie zaczęła kiełkować pewna myśl.
Czekałam. Minął rok, znów kwitną czarne bzy i owocują poziomki. W końcu nadszedł odpowiedni dzień oraz godzina, spakowałam do plecaka stare kryształy, zabrałam stół, krzesło i wyruszyłam w drogę tam, gdzie czasem między drzewami biegają elfy, a ziemię porastają poziomki.
Kiedy jedna połowa mnie skupiona wyczekuje na właściwy moment - druga odpływa zupełnie. Nasłuchuję szumu liści, czuję promienie słońca skaczące po policzku. Nie ma odgłosów spacerujących ludzi, ani życia toczącego się wokół. Nie ma, choć przecież są. Pod powłoką rzeczywistego miejsca rozgrywa się inny, równoległy świat. 
Rozstawiam wszystkie elementy i zaczynam grę z czasem. Kiedy robię zdjęcia ten realny się zatrzymuje. Zostaje tylko czas odmierzany zmianami zachodzącymi na kompozycji. Filtrowane przez liście światło i poruszający nimi wiatr czarują kadry. Trwają ułamki sekund, są niemal nieuchwytne. Trochę jak dziecięca zabawa lusterkiem w łapanie zajączków, które wciąż się wymykają. Na szczęście to, czego  nie zdążył zarejestrować aparat zostaje utrwalone zapachem poziomek.
Oto park, który wygląda jak las i w rzeczywistości poziomek tam nie znajdziecie. Ale kiedy przekroczyć istniejącą w nas niewidzialną granicę...
Jeśli czegoś nie widać, nie znaczy że nie istnieje.
Albo na odwrót, jak w "Powiększeniu".







SERNIK Z SYROPEM Z KWIATÓW CZARNEGO BZU I POZIOMKAMI

K r u c h e   c i a s t o:
180 g mąki orkiszowej
70 g masła
50 g cukru trzcinowego
1 żółtko
szczypta soli

M a s a   s e r o w a:
200 g kremowego sera białego (sernikowy lub zwykły trzykrotnie mielony)
5 łyżek syropu z kwiatów czarnego bzu
1 jajko
2 garście poziomek
pół łyżeczki różowego pieprzu
opcjonalnie łyżka kwiatów czarnego bzu pozostałych po syropie

W y k o n a n i e. Użyłam 2 wysmarowanych masłem tortownic o średnicy 12 cm każda. Masę serową ucierałam mikserem. Piekłam w piekarniku gazowym.
K r u c h e   c i a s t o. Mąkę, cukier, sól wysypać na stolnicę, dodać żółtko i posiekać. Dodać  pokrojone w kostkę 80 g zimnego masła, dokładnie posiekać i szybko zagnieść ciasto. Rozwałkować i wylepić formę. Ja wylepiłam pozostawiając po bokach więcej ciasta, tak aby je zagiąć jak przy robieniu galette.
M a s a   s e r o w a. Ubić mikserem jajko na puszystą masę, dodać ser, szczyptę soli oraz syrop z kwiatów czarnego bzu i miksować do połączenia się składników. Gotową masę wylać na kruchy spód. Ułożyć na wierzchu poziomki, a następnie posypać różowym pieprzem oraz kwiatami czarnego bzu pozostałymi po produkcji syropu. Na koniec założyć pozostałe po bokach ciasto, tak aby nachodziło na wierzch sernika. Piec 10 min w 180°C, a następnie zmniejszyć temperaturę do 150°C i piec 40 - 50 min.



ORZEŹWIAJĄCY NAPÓJ Z WODY I BIAŁEGO WINA

Babcia mówiła, że kiedy jest tak gorąco, że nic nie potrafi ugasić pragnienia, zmieszaj wodę z winem. Miała rację. Działa. 
A kiedy dodać do niego syropu z kwiatów czarnego bzu i parę listków aromatycznych ziół, powstaje napój idealny.
Zachęcam do szukania ulubionych proporcji i dodatków.
Moje wyglądają mniej więcej tak:
3/5 części wody (czasem 2/3)
2/5 części białego wytrawnego wina (czasem 1/3)
parę łyżek syropu z kwiatów czarnego bzu - do smaku i w zależności od ilości płynu
kilka listków bazylii lub mięty



Skoro zbliża się koniec lipca, niech to będzie mały hołd, nie tylko dla opisywanego miejsca, ale i dla dwóch niezbyt lubiących się Panów, których twórczość jest mi bliska, a którym los spłatał figla i ukradł ze znanej nam rzeczywistości tego samego dnia.


F. Pessoa