wtorek, 21 października 2014

SCHYŁEK LATA.



Morze mgły otula o świcie drzewa w parku. W promieniach słońca wygląda to bardzo bajkowo. Na ścieżkach panoszą się już opadające wilgotne liście, a nocą przez okno wpływa coraz więcej chłodnego powietrza.
W dzieciństwie ciepłe lato trwało dłużej. Dzień rozpoczynał się wcześnie i kończył bardzo późno. Wszystko toczyło się naturalnym rytmem i budzenie się o świcie nie sprawiało problemu. Wpadające do pokoju słoneczne refleksy muskające twarz rozpoczynały proces powolnego wstawania, który trwał dwie, a nawet trzy godziny. Czas wypełniony przeplatającymi się krótkimi drzemkami pełnymi abstrakcyjnych snów, marzeniami i kolejnymi kartkami książek. Dopiero uporczywy głód dawał impuls, aby tak naprawdę wstać i rozprawić się z następnymi rytuałami. Dotknąć bosymi stopami starych modrzewiowych desek, chwilę poobserwować, co się dzieje za każdym z okien, zjeść cokolwiek i wyjść.
To, co było, czekało, co się działo i czuło poza domem, było jak z innego świata, innej opowieści. Po poranku w krainie snów czekał cały dzień, a z nim nowe przygody. Wiele godzin spędzonych na buszowaniu po dworze, łapaniu słońca i odgłosów dobiegających z przegrzanych traw. Dla małego człowieka wszystko było większe, dłuższe, bardziej niezwykłe i intensywne. Jeśli nic się nie działo, zawsze można było to sobie wyobrazić, a wtedy zaczynało się dziać. Znaleziona na ścieżce prowadzącej na działkę stara ubrudzona farbą męska koszula stawała się tajemniczą zagadką wymagającą natychmiastowego rozwiązania.
Wieczory zazwyczaj spędzało się w ogrodzie. Wędrując coraz niżej słońce oświetlało rosnące w cieniu za drzewami niskie krzaki uginające się pod agrestem i różnokolorowymi porzeczkami.  Ze starych krzewów został tylko jeden z lekko cierpkimi czarnymi porzeczkami. Rok temu zamknęłam je w słoikach. Czekały.
Jesień już zastąpiła lato, ale pewien niewielki zielony konik polny, niespodziewanie zerkający na mnie ze stołu w pracy, przywołał całkiem sporo letnich wspomnień. Właśnie tak smakuje mój schyłek lata. Smak, który potrafi przywołać te najcieplejsze, najdłuższe dni i jednocześnie oswoić czas który nastał. Słodko cierpki, bogaty i rozwijający się. Kwaskowy początek kończy się ciepłą słodyczą.

SERNIK Z CZARNĄ PORZECZKĄ NA SPODZIE BROWNIE

B r o w n i e:
(składniki wystarczą na 2 spody do sernika albo 1 formę z wylepionymi brzegami)
180 g gorzkiej czekolady 70%
180 g masła
220 g cukru pudru
3 jajka
100 g mąki pszennej
1 czubata łyżka karobu
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia

M a s a   s e r o w a:
1kg półtłustego sera białego, trzykrotnie zmielonego
7 żółtek
5 białek
ok 200 g drobnego cukru
100 g miękkiego masła
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
200 - 300 ml dżemu (powideł?) z czarnej porzeczki (domowy bardzo gęsty z nieprzetartymi owocami, niesłodki)
szczypta różowej soli himalajskiej
ziarna wydłubane z dwóch lasek wanilii

B r o w n i e. Użyłam wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 24 cm. Formę wstawiłam dodatkowo na blaszkę do ciastek, na której ustawiłam jeszcze niewielki garnuszek wypełniony do 1/3 wysokości wodą (tak aby wyparowała całkowicie przed końcem pieczenia). Nieco ponad połową brownie wylepiłam spód formy, a resztę użyłam do drugiego sernika. Piekłam w piekarniku gazowym.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej. Masło utrzeć mikserem z cukrem pudrem. Dodać jajka ucierając dokładnie po każdym. Następnie dodać roztopioną czekoladę oraz karob i zmiksować na gładką masę.  Na koniec przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia i dokładnie zmiksować
M a s a   s e r o w a. Przygotowanie z użyciem makutry. Masło z cukrem utrzeć na gładko w makutrze. Do roztartego masła dodawać dżem z czarnych porzeczek i dokładnie ucierać na gładką masę. Następnie dodawać po kolei: wanilię, jajka, ser ze szczyptą soli, mąkę ziemniaczaną, dokładnie ucierając po każdym ze składników.  Masę serową wylać na brownie. Piekarnik nagrzać do 170°C i umieścić garnuszek z wodą. Piec  przez 70 minut. Pozostawić w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Następnie trzymać przez parę godzin na wierzchu, a następnie wstawić do lodówki i chłodzić przez 2-3 godziny, a najlepiej przez całą noc.

MARZENIA.






























Niby wydają się odległą i nierzeczywistą tworzącą nasz świat materią, a jednak się spełniają. Co człowiek wtedy czuje? Nierealność. Magię. Przez chwilę ma wrażenie, że jest właściwą osobą, we właściwym miejscu. Stwierdza, że nie ma rzeczy niemożliwych i zaczyna marzyć dalej. Mała, zimna i porośnięta zielonym mchem wyspa kradnie serce na zawsze.