środa, 24 grudnia 2014

SPOKOJNYCH ŚWIĄT.



Chwilowo śnieg występuje tylko w snach, jako gruba i miękka warstwa otulająca cały świat, pozostawiając po przebudzeniu kojące wrażenie spokoju. Wszystkim Wam, którzy tu zaglądacie, dziś, jutro, a może za rok, chcę życzyć znalezienia w sobie spokoju. Uczucia, które niezależnie od tego, co się dzieje wokół pozostawia nas wewnętrznie wolnymi, ze świadomością,
że tak naprawdę jest dobrze.

Dominika

wtorek, 21 października 2014

SCHYŁEK LATA.



Morze mgły otula o świcie drzewa w parku. W promieniach słońca wygląda to bardzo bajkowo. Na ścieżkach panoszą się już opadające wilgotne liście, a nocą przez okno wpływa coraz więcej chłodnego powietrza.
W dzieciństwie ciepłe lato trwało dłużej. Dzień rozpoczynał się wcześnie i kończył bardzo późno. Wszystko toczyło się naturalnym rytmem i budzenie się o świcie nie sprawiało problemu. Wpadające do pokoju słoneczne refleksy muskające twarz rozpoczynały proces powolnego wstawania, który trwał dwie, a nawet trzy godziny. Czas wypełniony przeplatającymi się krótkimi drzemkami pełnymi abstrakcyjnych snów, marzeniami i kolejnymi kartkami książek. Dopiero uporczywy głód dawał impuls, aby tak naprawdę wstać i rozprawić się z następnymi rytuałami. Dotknąć bosymi stopami starych modrzewiowych desek, chwilę poobserwować, co się dzieje za każdym z okien, zjeść cokolwiek i wyjść.
To, co było, czekało, co się działo i czuło poza domem, było jak z innego świata, innej opowieści. Po poranku w krainie snów czekał cały dzień, a z nim nowe przygody. Wiele godzin spędzonych na buszowaniu po dworze, łapaniu słońca i odgłosów dobiegających z przegrzanych traw. Dla małego człowieka wszystko było większe, dłuższe, bardziej niezwykłe i intensywne. Jeśli nic się nie działo, zawsze można było to sobie wyobrazić, a wtedy zaczynało się dziać. Znaleziona na ścieżce prowadzącej na działkę stara ubrudzona farbą męska koszula stawała się tajemniczą zagadką wymagającą natychmiastowego rozwiązania.
Wieczory zazwyczaj spędzało się w ogrodzie. Wędrując coraz niżej słońce oświetlało rosnące w cieniu za drzewami niskie krzaki uginające się pod agrestem i różnokolorowymi porzeczkami.  Ze starych krzewów został tylko jeden z lekko cierpkimi czarnymi porzeczkami. Rok temu zamknęłam je w słoikach. Czekały.
Jesień już zastąpiła lato, ale pewien niewielki zielony konik polny, niespodziewanie zerkający na mnie ze stołu w pracy, przywołał całkiem sporo letnich wspomnień. Właśnie tak smakuje mój schyłek lata. Smak, który potrafi przywołać te najcieplejsze, najdłuższe dni i jednocześnie oswoić czas który nastał. Słodko cierpki, bogaty i rozwijający się. Kwaskowy początek kończy się ciepłą słodyczą.

SERNIK Z CZARNĄ PORZECZKĄ NA SPODZIE BROWNIE

B r o w n i e:
(składniki wystarczą na 2 spody do sernika albo 1 formę z wylepionymi brzegami)
180 g gorzkiej czekolady 70%
180 g masła
220 g cukru pudru
3 jajka
100 g mąki pszennej
1 czubata łyżka karobu
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia

M a s a   s e r o w a:
1kg półtłustego sera białego, trzykrotnie zmielonego
7 żółtek
5 białek
ok 200 g drobnego cukru
100 g miękkiego masła
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
200 - 300 ml dżemu (powideł?) z czarnej porzeczki (domowy bardzo gęsty z nieprzetartymi owocami, niesłodki)
szczypta różowej soli himalajskiej
ziarna wydłubane z dwóch lasek wanilii

B r o w n i e. Użyłam wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 24 cm. Formę wstawiłam dodatkowo na blaszkę do ciastek, na której ustawiłam jeszcze niewielki garnuszek wypełniony do 1/3 wysokości wodą (tak aby wyparowała całkowicie przed końcem pieczenia). Nieco ponad połową brownie wylepiłam spód formy, a resztę użyłam do drugiego sernika. Piekłam w piekarniku gazowym.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej. Masło utrzeć mikserem z cukrem pudrem. Dodać jajka ucierając dokładnie po każdym. Następnie dodać roztopioną czekoladę oraz karob i zmiksować na gładką masę.  Na koniec przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia i dokładnie zmiksować
M a s a   s e r o w a. Przygotowanie z użyciem makutry. Masło z cukrem utrzeć na gładko w makutrze. Do roztartego masła dodawać dżem z czarnych porzeczek i dokładnie ucierać na gładką masę. Następnie dodawać po kolei: wanilię, jajka, ser ze szczyptą soli, mąkę ziemniaczaną, dokładnie ucierając po każdym ze składników.  Masę serową wylać na brownie. Piekarnik nagrzać do 170°C i umieścić garnuszek z wodą. Piec  przez 70 minut. Pozostawić w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Następnie trzymać przez parę godzin na wierzchu, a następnie wstawić do lodówki i chłodzić przez 2-3 godziny, a najlepiej przez całą noc.

MARZENIA.






























Niby wydają się odległą i nierzeczywistą tworzącą nasz świat materią, a jednak się spełniają. Co człowiek wtedy czuje? Nierealność. Magię. Przez chwilę ma wrażenie, że jest właściwą osobą, we właściwym miejscu. Stwierdza, że nie ma rzeczy niemożliwych i zaczyna marzyć dalej. Mała, zimna i porośnięta zielonym mchem wyspa kradnie serce na zawsze.

niedziela, 24 sierpnia 2014

MORELE.






























Wracając rowerem z pracy mijam kilka warzywniaków, przy jednym zazwyczaj ulegam, zatrzymuję się i kupuję choć niewielką ilość moreli. Właśnie nadszedł czas, kiedy mogłabym je jeść bez końca. Pod każdą postacią, chociaż najchętniej same, jedna po drugiej. Pisząc te słowa też pozostawiam na talerzu kolejne pestki. Niewielkie soczyste owoce o wyrazistym smaku.
I wyjątkowo pięknym kolorze. Nawet jeśli za oknem pada deszcz na talerzu mam słońce. Mięsista konsystencja moreli potrzebowała odpowiedniej oprawy. W szafce był zapas czekolady, ostatnie jajko, trochę cukru. Nie było mleka, ale woda zawsze się znajdzie (i świetnie się sprawdziła!). Miało być czekoladowo - morelowo, lekko gliniaście. Sparzenie moreli dodatkowo sprowokowało je do puszczania pysznego soku wgłąb niewielkiej babki. Idealne na piknik, nawet deszczowy, co zostało sprawdzone w dość niezwykłych okolicznościach przyrody.
Tak się jakoś złożyło, że większość elementów wykorzystanych przy dokumentowaniu tej słodkości, to prezenty od Panny Lili buszującej w krainach pełnych przedmiotów z historią. Oraz jeszcze jeden, bardzo ważny i pełen cudownych tekstów prezent, przegapiony kiedy wyszedł ale po roku zdobyty cudem przez moją Siostrę.




















































































CZEKOLADOWE BABECZKI Z MORELAMI

S k ł a d n i k i:
1 szklanka mąki pszennej
2/3 szklanki cukru
1/2 szklanki gorącej wody
1/3 szklanki oleju
1 rozbełtane jajko
100 gorzkiej czekolady  60-70%
2 czubate łyżki kakao
2 czubate łyżki zarodków pszennych
1/2 płaskiej łyżeczki ziela angielskiego
1/2 łyżeczki sody oczysczonej
szczypta soli
6 dojrzałych moreli (bardzo ważne żeby były słodkie i aromatyczne - wtedy najlepiej komponują się z czekoladową babką)

W y k o n a n i e. Użyłam 6 silikonowych foremek na "płaskie" babeczki o średnicy 10 cm. Piekłam w piekarniku elektrycznym (obie grzałki). Bez użycia miksera. Potrzebne będą dwa naczynia, na sypkie i na płynne składniki oraz szklanka do rozbełtania jajka. 
Połamać czekoladę na mniejsze kawałki i umieścić w garnuszku razem z kakao, cukrem, solą. Całość zalać gorącą wodą i dokładnie wymieszać do rozpuszczenia się składników. Odstawić do przestudzenia. W misce umieścić mąkę, zarodki pszenne, ziele angielskie,  sodę. Wymieszać. Jajko rozbełtać, połączyć z olejem i następnie wmieszać do czekoladowej masy. Następnie dodać mieszankę sypkich składników i dokładnie mieszać łyżką/widelcem. Ciasto będzie mieć lekko glutkowatą konsystencję.
Morele sparzyć, obrać i pokroić każdą na około 6 cząstek. Gotową masę wyłożyć do foremek. Na wierzchu ułożyć cząstki moreli, a następnie można posypać cukrem. Piec 20 min w 180°C.





























niedziela, 20 lipca 2014

TAM, GDZIE ROSNĄ POZIOMKI.



Opowiem Wam bajkę, a może sen, który doczekał się spełnienia. Jest w moim mieście niezwykłe miejsce, gdzie o odpowiedniej porze można nagrać kojący dźwięk natury i ciszy przerywanej jedynie odgłosem własnych kroków. Wyjątkowe. Dobrze mi znane, a jednak wciąż zaskakujące. Szczególnie bliskie.
Wyobraźcie sobie letnie popołudnie. Jedno z tych upalnych, kiedy obrazy spod ciężkich powiek plączą się z rzeczywistością, a ukojenie przynosi jedynie woda zmieszana z winem. I ten stan przerywają nagle słowa. "Posłuchaj, zgadnij gdzie to". Delikatne i zarazem chropowate odgłosy mogłyby trwać bez końca. Bije od nich spokój wymieszany z radością.  Niedoskonałość nagrania wręcz wzmacnia magię miejsca, w którym powstało. Porusza. Oczy same się zamykają, a ściany pokoju przeobrażają w drzewa. Czyżby powieki znów przegrały z upałem? Nie tym razem. W trwających kilkadziesiąt sekund dźwiękach udało się zamknąć baśniowość realnego miejsca.
W głowie zaczęła kiełkować pewna myśl.
Czekałam. Minął rok, znów kwitną czarne bzy i owocują poziomki. W końcu nadszedł odpowiedni dzień oraz godzina, spakowałam do plecaka stare kryształy, zabrałam stół, krzesło i wyruszyłam w drogę tam, gdzie czasem między drzewami biegają elfy, a ziemię porastają poziomki.
Kiedy jedna połowa mnie skupiona wyczekuje na właściwy moment - druga odpływa zupełnie. Nasłuchuję szumu liści, czuję promienie słońca skaczące po policzku. Nie ma odgłosów spacerujących ludzi, ani życia toczącego się wokół. Nie ma, choć przecież są. Pod powłoką rzeczywistego miejsca rozgrywa się inny, równoległy świat. 
Rozstawiam wszystkie elementy i zaczynam grę z czasem. Kiedy robię zdjęcia ten realny się zatrzymuje. Zostaje tylko czas odmierzany zmianami zachodzącymi na kompozycji. Filtrowane przez liście światło i poruszający nimi wiatr czarują kadry. Trwają ułamki sekund, są niemal nieuchwytne. Trochę jak dziecięca zabawa lusterkiem w łapanie zajączków, które wciąż się wymykają. Na szczęście to, czego  nie zdążył zarejestrować aparat zostaje utrwalone zapachem poziomek.
Oto park, który wygląda jak las i w rzeczywistości poziomek tam nie znajdziecie. Ale kiedy przekroczyć istniejącą w nas niewidzialną granicę...
Jeśli czegoś nie widać, nie znaczy że nie istnieje.
Albo na odwrót, jak w "Powiększeniu".







SERNIK Z SYROPEM Z KWIATÓW CZARNEGO BZU I POZIOMKAMI

K r u c h e   c i a s t o:
180 g mąki orkiszowej
70 g masła
50 g cukru trzcinowego
1 żółtko
szczypta soli

M a s a   s e r o w a:
200 g kremowego sera białego (sernikowy lub zwykły trzykrotnie mielony)
5 łyżek syropu z kwiatów czarnego bzu
1 jajko
2 garście poziomek
pół łyżeczki różowego pieprzu
opcjonalnie łyżka kwiatów czarnego bzu pozostałych po syropie

W y k o n a n i e. Użyłam 2 wysmarowanych masłem tortownic o średnicy 12 cm każda. Masę serową ucierałam mikserem. Piekłam w piekarniku gazowym.
K r u c h e   c i a s t o. Mąkę, cukier, sól wysypać na stolnicę, dodać żółtko i posiekać. Dodać  pokrojone w kostkę 80 g zimnego masła, dokładnie posiekać i szybko zagnieść ciasto. Rozwałkować i wylepić formę. Ja wylepiłam pozostawiając po bokach więcej ciasta, tak aby je zagiąć jak przy robieniu galette.
M a s a   s e r o w a. Ubić mikserem jajko na puszystą masę, dodać ser, szczyptę soli oraz syrop z kwiatów czarnego bzu i miksować do połączenia się składników. Gotową masę wylać na kruchy spód. Ułożyć na wierzchu poziomki, a następnie posypać różowym pieprzem oraz kwiatami czarnego bzu pozostałymi po produkcji syropu. Na koniec założyć pozostałe po bokach ciasto, tak aby nachodziło na wierzch sernika. Piec 10 min w 180°C, a następnie zmniejszyć temperaturę do 150°C i piec 40 - 50 min.



ORZEŹWIAJĄCY NAPÓJ Z WODY I BIAŁEGO WINA

Babcia mówiła, że kiedy jest tak gorąco, że nic nie potrafi ugasić pragnienia, zmieszaj wodę z winem. Miała rację. Działa. 
A kiedy dodać do niego syropu z kwiatów czarnego bzu i parę listków aromatycznych ziół, powstaje napój idealny.
Zachęcam do szukania ulubionych proporcji i dodatków.
Moje wyglądają mniej więcej tak:
3/5 części wody (czasem 2/3)
2/5 części białego wytrawnego wina (czasem 1/3)
parę łyżek syropu z kwiatów czarnego bzu - do smaku i w zależności od ilości płynu
kilka listków bazylii lub mięty



Skoro zbliża się koniec lipca, niech to będzie mały hołd, nie tylko dla opisywanego miejsca, ale i dla dwóch niezbyt lubiących się Panów, których twórczość jest mi bliska, a którym los spłatał figla i ukradł ze znanej nam rzeczywistości tego samego dnia.


F. Pessoa

poniedziałek, 30 czerwca 2014

CZERWIEC.



Czerwcowe noce pachną wspomnieniami. Pnączem porastającym nagrzaną ścianę budynku, ogrodem pełnym piwonii, kwiatami lipy zrywanymi do starego kosza i parującą ziemią w parku. Lipowych alei we Wrocławiu jest wiele, zacieniają chodniki i ścieżki rowerowe. W upalne dni, po deszczu ich woń rozchodzi się po ogromnej przestrzeni przynosząc zdziwienie, bo nie widzę, a przecież czuję. Potrafi poruszyć wyobraźnię i przywołać zapomniane chwile.
Lubię czerwiec za pełne rozmów krótkie noce, i właśnie za ten zapach, jakby z pogranicza - już nie tak świeży jak wiosną, ale jeszcze nie tak gęsty, jak ten pojawiający się w powietrzu latem. Będący jakby obietnicą tego, co zaraz nastąpi. Przygód, zmian? A może po prostu wyjątkowo ciepłego lata.
Te czekoladki rozpoczęły miesiąc, który za chwilę się skończy. Spontanicznie, z potrzeby czegoś czekoladowego, co nie jest tabliczką szlachetnej gorzkiej. Wzbogaconego ulubionymi składnikami w niezawodnym połączeniu.



CZEKOLADKI Z MASŁEM ORZECHOWYM I SOLONYM KARMELEM.

S k ł a d n i k i:
tabliczka dobrej gorzkiej czekolady (100g)
parę łyżek masła orzechowego
kilka podsuszonych biszkopcików
orzeszki arachidowe (dałam oblane czekoladą)
5 - 6 czubatych łyżeczek cukru trzcinowego
1 czubata łyżeczka masła
szczypta soli
śmietanka 30%
suszone maliny do posypania po wierzchu

K o r p u s y   c z e k o l a d o w e. Potrzebna będzie silikonowa foremka do czekoladek/kostek lodu. Tabliczkę czekolady należy roztopić w kąpieli wodnej i wypełnić nią wnętrza silikonowej foremki (dno i ścianki). Obracać foremkę dookoła, tak aby czekolada oblewała ścianki i zastygała na nich równomiernie. Kiedy czekolada zastygnie wstawić do lodówki, do całkowitego schłodzenia i zastygnięcia.
K a r m e l. Cukier stopić wraz z masłem stopić w rondlu o grubym dnie, cały czas mieszając do uzyskania złotego koloru. Następnie należy wlać trochę śmietanki jednocześnie cały czas mieszając. Śmietanki dodajemy w zależności jaką konsystencję chcemy uzyskać, powinno wystarczyć ok 50 - 70 ml. Na koniec dodać szczyptę soli i mieszać do całkowitego rozpuszczenia. Odstawić na bok do wystudzenia.
C z e k o l a d k i. Najpierw napełnić dno korpusu masłem orzechowym, następnie wcisnąć po orzeszku arachidowym, przysypać startymi biszkoptami i zalać karmelem. Podgrzać w kąpieli wodnej rozpuszczoną wcześniej czekoladę. Tak przygotowane wnętrza czekoladek należy "zamknąć" wylewając na wierzch resztę stopionej w kąpieli wodnej czekolady.

wtorek, 17 czerwca 2014

BYWA ŚWIŃSKO.


Dziękuję Uli - autorce zdjęć.





























Trochę zalegało i czekało, ale wszystko ma swoje miejsce i czas, przyszła kolej na te zdjęcia. Najważniejsi są Ludzie, a czasem także świnie - tak się rodzą najlepsze pomysły. Miało być świńsko i było. Taplające się w czekoladowym błocie istoty powstały z masy marcepanowej zblendowanej z żurawiną. Smacznie, prosto i plastycznie. 
Może ktoś z Was, kto tu czasem zagląda, a mieszka we Wrocławiu natknął się na pozostałe po nas świńskie noski. Trochę ich zostało rozsianych na trawie nad Odrą.





















































A tak wyglądają szaleńcy. Pozytywni szaleńcy.



wtorek, 3 czerwca 2014

NIEZWYCZAJNA SOBOTA.


Lila, dziękuję za zdjęcia ;]





















Projekt z ostatniej soboty. Za jakiś czas będzie więcej słów i więcej zdjęć. Na razie wielkie dziękuję dla Kasi, Lili, Adama, pewnego Okruszka i Oli. Dużo dla mnie znaczyło, że byliście tam ze mną.

wtorek, 13 maja 2014

O PEWNEJ POZIOMCE.


Na zewnętrznym parapecie stoi niewielka doniczka. Rośnie w niej Poziomka, która miała całkiem trudny start. W ciągu kilku dni od przesadzenia przeżyła grad, deszcz, śnieg i wichury. Jeden z oklapniętych i przywiędłych liści podniósł się, reszta zwiędła i uschła, ale to nie był koniec. Po tygodniu zaczęły się pojawiać zielone zawijątka wewnątrz kłączy. Przeżyła, jest chyba najdzielniejszą Poziomką na świecie, a na pewno na mojej ulicy ;]. 
Do niedawna była też jedyną rośliną w okolicy wystawioną na zewnątrz, teraz widzę, że wciąż nieśmiało, ale pojawiają się nowe. Sąsiad z naprzeciwka wystawił wiele pojemników kryjących w sobie przyszłe pomidory. Pewnie niebawem wylądują w jednym z ogródków za budynkiem, ale póki co pozwalam sobie podglądać jak rosną.
Zanim moja Poziomka będzie owocować, co ma szansę się udać, zadowalam się resztkami zamrożonymi przed zimą. Powstał z nich cudownie aromatyczny, prosty i szybki deser, z serka mascarpone, owoców i kokosowej nalewki. Wiórki kokosowe wyciągnięte z gotowej nalewki można zastąpić zwykłymi suszonymi, albo parę godzin wcześniej namoczyć je w alkoholu.




CIASTKO POZIOMKOWO - KOKOSOWE

K r e m   k o k o s o w y:
120 g serka mascarpone
1 pełna łyżka wiórek kokosowych z nalewki
1 łyżeczka cukru pudru

K r e m   p o z i o m k o w y:
130 g serka mascarpone
1/3 szklanki mrożonych poziomek
3 łyżeczki wody
kilka ziarenek różowego pieprzu
2-3 nitki chili
1 łyżeczka cukru pudru
1/3 łyżeczki żelatyny

M u s   j e ż y n o w y:
2/3 szklanki mrożonych jeżyn
1 łyżeczka wody
1/2 łyżeczki żelatyny
1 łyżeczka nalewki kokosowej
1 białko
1 czubata łyżeczka cukru
szczypta soli (cytując pewną bajkę: mała tycia tyciuteńka)

18 herbatników
wiórki kokosowe do posypania

K r e m   k o k o s o w y. Zmiksować serek mascarpone i podzielić na 2 części. Na talerzu ułożyć pierwszą warstwę składającą się z sześciu herbatników. Do kokosowych wiórek (pozostałość po nalewce spirytusowej) dodać cukier puder i wymieszać dokładnie. Następnie dodawać stopniowo po łyżeczce mascarpone, mieszając za każdym razem masę. Kiedy składniki się połączą wyłożyć krem na herbatniki. Następnie przykryć go drugą warstwą herbatników
K r e m   p o z i o m k o w y. Poziomki wraz z wodą, pieprzem, chili i cukrem podgrzewać aż do momentu, kiedy zaczną się rozpadać. Następnie przetrzeć przez sitko owoce, żeby pozbyć się nadmiaru pestek. Sitka nie myć, przyda się jeszcze do warstwy z musem jeżynowym. Przetarte poziomki przez chwilę podgrzewać, dodać żelatynę, cały czas dokładnie mieszając aż napęcznieje, połączy się z poziomkami i zgęstnieje. Owocowy przecier dodawać stopniowo do serka mascarpone ciągle miksując. Masę poziomkową wyłożyć na herbatnikach, a następnie przykryć ją trzecią warstwą ciasteczek.
M u s   j e ż y n o w y. Jeżyny wraz z wodą i nalewką kokosową podgrzać tak, aby owoce zaczęły się rozpadać, a następnie przetrzeć przez sitko po poziomkach (zbiorą resztę poziomkowego aromatu). Następnie owoce chwilę podgrzać, dodać żelatynę i dokładnie mieszać aż napęcznieje, rozprowadzi się w owocach i trochę zgęstnieje. Białko ubić na sztywno z łyżeczką cukru i szczyptą soli. Ubite białko dodawać porcjami do przecieru owocowego delikatnie mieszając aż do połączenia składników. Mus wyłożyć na ostatnią warstwę herbatników, opcjonalnie zrobić dekoracyjny szlaczek i posypać wiórkami kokosowymi. Chłodzić przez 2-3 godziny. Deser należy przechowywać w lodówce.


wtorek, 29 kwietnia 2014

DESZCZOWY SERNIK.


Szukałam smaku, który byłby jak zapach ziemi po deszczu.  Jak przemoknięty, zupełnie pusty park wiosną. Zapach, który jest zaproszeniem, przejściem do bajki. Jeden z najpiękniejszych jakie znam. Odurzający. Przenikający wszystkie cząsteczki ciała. Wypełniający je. Taki, którym można, którym chce się oddychać. Prawdziwie i głęboko.
Znalazłam. Puszysto - kremowy. Świeży i rześki, a jednocześnie ciepły. Nie dosłowny. Wielowarstwowy. Rozkwitający, ze stopniowo pojawiającymi się akcentami. Po kolei, nie wszystko naraz. Z każdym kęsem inny zapach, inny smak. Inny świat. Niejednoznaczny, prawie wytrawny. Słodycz jest podkreślona, ale istniejąca w głębi, nie wyczuwalna wprost. Najpierw pojawia się błotnisto - deszczowe, przełamane limonką awokado. Chłodne. Chwilę później rozgrzewa je ciepły, może nawet korzenny kokos. Awokado wraca na koniec, ale już zupełnie inne, delikatniejsze, jakby kwiatowe. Kojący pierwiastek wprowadza półkruchy spód na maśle z melisą.
Nie jest to pewnie przypadek, że kiedy pada - piekę sernik. I choć ten był świąteczny, to przyczyna tego smakowego połączenia znalazła się w deszczowej pogodzie. Z sernikiem kojarzy mi się deszcz, a z deszczem sernik.
Przekonałam się też, że największym komplementem nie jest usłyszeć "jaki dobry", ale to, że ktoś zupełnie niezależnie odgadnie intencje, jakie kryły się za komponowaniem smaku, dostrzeże niuanse, będzie chciał próbować dalej aby odkryć więcej.



SERNIK AWOKADO Z MLECZKIEM KOKOSOWYM I LIMONKĄ

K r u c h e   c i a s t o:
(składniki starczą na 2 spody do sernika albo 1 formę z wylepionymi brzegami)
250 g mąki orkiszowej
80 g drobnego cukru
100 g masła z melisą (100g masła podgrzewanego z garstką świeżych liści melisy)
80 g masła
2 żółtka
1 czubata łyżka śmietany
szczypta soli

M a s a   s e r o w a:
850 g półtłustego sera białego, trzykrotnie zmielonego
1 awokado
sok z 1 limonki
1,5 łyżki wody z kwiatów pomarańczy
3/4 szklanki mleczka kokosowego
5 jajek (osobno żółtka i białka)
100 g cukru
1 łyżeczka mazeiny 
szczypta soli 

płatki migdałowe 
listki melisy 

W y k o n a n i e. Użyłam wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 24 cm. Formę wstawiłam dodatkowo na blaszkę do ciastek, na której ustawiłam jeszcze niewielki garnuszek wypełniony do 1/3 wysokości wodą (tak aby wyparowała całkowicie przed końcem pieczenia). Masę serową ucierałam w makutrze. Nieco ponad połową ciasta wylepiłam spód formy, a z reszty upiekłam kruche babeczki. Piekłam w piekarniku gazowym.
M a s ł o. Najpierw należy podgrzewać masło z garstką melisy, do uzyskania wyraźnego aromatu masła. Melisę wyciągnąć, a masło odstawić na bok. 
K r u c h e   c i a s t o. Mąkę, cukier, sól wysypać na stolnicę, dodać żółtka wymieszane ze śmietaną i posiekać. Dodać przestudzone masło z melisą oraz pokrojone w kostkę 80 g zimnego masła, dokładnie posiekać i szybko zagnieść ciasto. Rozwałkować i wylepić formę, po czym wstawić na godzinę do lodówki. Następnie podpiekać 15 min w 180°C. 
M a s a   s e r o w a. Przygotowanie z użyciem makutry. Awokado wraz z sokiem z limonki oraz wodą pomarańczową zblendować na gładką masę. W makutrze umieścić żółtka oraz cukier i ucierać aż powstanie kogel - mogel. Następnie dodać ser ze szczyptą soli i dokładnie ucierać, do uzyskania gładkiej konsystencji sera. Cały czas ucierając dodać najpierw pulpę z awokado (przed dodaniem można odłożyć 2 łyżki masy do dekoracji wierzchu), a następnie po roztarciu mleczko kokosowe. Białka ubić na sztywną pianę i delikatnie wmieszać rózgą do masy serowej.  Piekarnik nagrzać do 160°C i umieścić garnuszek z wodą. Po 10 minutach zmniejszyć temperaturę do 140°C i piec jeszcze przez 70 minut. Pozostawić w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Następnie trzymać przez parę godzin na wierzchu, a następnie wstawić do lodówki i chłodzić przez 2-3 godziny, a najlepiej przez całą noc. Przed podaniem posypać płatkami migdałowymi i udekorować listkami melisy.

sobota, 19 kwietnia 2014

GRA W ZIELONE.


INSPIRACJE.
Wstaję o świcie, wsiadam na rower i  jadę przez park. To, co jednego dnia było drobnymi pąkami, następnego staje się bujną czupryną zielonych liści. 
Pada deszcz, wilgotna gleba oddaje cudowny zapach. Jeden z piękniejszych jakie znam. Wszystko się zmienia. Kolonie mniszków i stokrotek opanowują trawnik. Zieleń jest soczysta, już wiem, że to właśnie na nią czekało się tyle miesięcy. 
Spływający po policzkach deszcz i wodospady białych płatków przynoszą ze sobą kojące uczucie,  nie potrafię go nazwać, ale  chciałabym zachować je na dłużej.
Świeżo, rześko i zielono. Zapach ziemi i ozonu.
Wiosna. 
Wesołych Świąt, wiosny w sercach i w piekarnikach. 

Dominika.

Zielono, egzotycznie i aromatycznie. Co to będzie?





niedziela, 23 marca 2014

MAŁA, POMARAŃCZOWA I Z JEŻYNAMI.






























Ktoś dziś znalazł takie Coś.
Tym razem wersja na razowym orkiszowym spodzie, posypanym mielonymi migdałami przed wyłożeniem konfitury i jeżyn.

 

wtorek, 18 marca 2014

CDN...


Są Osoby, które potrafią odgadnąć ukryte marzenia i próbują je spełnić.
Urzeczywistniają sny, tworząc bajkowy świat.
Otwieram furtkę, spada grad, porywa mnie wiatr, a potem wychodzi słońce.
Z gwałtownością równą tej, która mieszka w mojej głowie.
Świat nagle się rozpływa, zatrzymuje, zostają tylko dźwięki, świszczący wiatr, stukot obcasów, biegnące za mną dzieci.
Rzeczywistość znika, a ja wraz z nią.
Wszystko jest niezwykłe, jak sny, których dawno nie miałam, a które chciałabym, żeby wróciły.
I te inne, dobre łzy.

Onirycznie, trochę dziwnie. Filmowo i bajkowo.
Jak Otwórz oczy, Alicja w krainie czarów i Podróż czerwonego balonika w jednym.
I nawet "szybko, szybko", jak myślę wcale nieplanowane, dopełniało tę układankę perfekcyjnie, budowało klimat.
Peron Cybulskiego i cudowna śpiewająca zgraja.
Poziomkowe nasionka.
Kartki z wskazówkami latające po ulicy i ja miotająca się, żeby je pozbierać...
Karuzela i bieg za królikiem.
Szeleszczący przy uchu dziecięcy balonik, z którego została już tylko wylinka - choć ta wylinka, też ma swoje skojarzenia, 
kto czytał Puchatka, ten wie.
Zakryte maską oczy i ściskająca mocno dłoń.
Najlepsza limuzyna świata i jej załoga. Audycja z życzeniami.
Niepokojący odgłos windy, ciśnienie zatykające uszy, kiedy nie widząc co się dzieje - domyślałam się już, gdzie jestem.

Otwieram oczy i WY, a zaraz potem miasto, widziane jak na magicznej mapie.

Teraz, kiedy będę w domu, wychodząc przez furtkę, będę szukać wzrokiem dziewczęcia w stroju średniowiecznej chłopki,
jak porzucę rower na rzecz tramwaju, będę czekać na chłopca w ciemnej pelerynie,
a przechodząc przez ogród staromiejski zerknę, czy za filarem bramy nie ma królika...

Pewnie ich sobie wyobrażę.

Poziomki mają najpiękniejszy, najwspanialszy smak.
Dla mnie na pewno.
Jeszcze w śnieżnej skorupce, ale drobinki lodu można roztopić.
Co jest uśpione, może się jeszcze obudzić.