czwartek, 17 października 2013

DEBIUT.



Czas na dawno obiecaną mini fotorelację. Mój debiut. Pierwszy w życiu tort weselny. Wbijając w gotowe babeczki ostatnie ciastka byłam w zbyt dużym amoku, żeby cokolwiek pomyśleć o tym, co się właśnie działo. Teraz na spokojnie przeglądam zdjęcia. Jestem dumna. Bardzo. Nawet zaczynam powoli marzyć o następnym takim wyzwaniu.
Nie było łatwo. Z takimi malcami więcej jest roboty niż z tradycyjnym tortem. W domowych warunkach wszystko jest ograniczone: wielkości urządzeń, naczyń, przestrzeni, nie wspomnę o miejscu w lodówce (!!!). Wszystko trzeba było wykonywać wieloma partiami, z tą samą dbałością i dokładnością. Do tego piramida, której konstruowanie trwało trochę dłużej niż zakładałam. Ostatnie wstążki były doklejane tuż przed wjazdem tortu na salę, równocześnie z wbijaniem patyczków z ciastkami. Miałam pomocników i towarzyszy m.in. przy wydrążaniu i napełnianiu babeczek kremem w środku nocy poprzedzającej wesele, przy ucieraniu kremu w makutrze i przy sklejaniu piramidy. DZIĘKUJĘ. Szczególnie Mamie, Kasi i Oli.
Stojąc za szafą ominęła mnie przyjemność oglądania twarzy gości, dlatego wyszukuję teraz na zdjęciach emocji w kulminacyjnym momencie, chwilę po tym jak wjechał tort. Miło na nie patrzeć. A najpiękniejsze widoki tego dnia, to uśmiechnięta twarz Panny Młodej i umorusana od kremu czekoladowego buzia małej Zosi. I te wyjątkowe słowa, kiedy nieznana mi Osoba powiedziała, że to najlepszy i najsmaczniejszy tort jaki w życiu jadła. Bezcenne.

Autorem zdjęć jest Michał Nowicki.
U Panny Lili też znajdziecie co nieco ;].
A gdyby Ktoś miał ochotę na taki tort weselny...


Zdecydowanie ulubione zdjęcie ;]

poniedziałek, 14 października 2013

POKÓJ Z WIDOKIEM. BRIOCHE.



A gdyby tak puszyste i delikatne brioche połączyć z nadzieniem do rogali świętomarcińskich? Pod koniec września nadarzyła się idealna wakacyjna okazja na wypróbowanie tego, co zaświtało w głowie. Wieczorem przygotowałam brioche i wstawiłam do lodówki. Rano zapaliłam gazowy piekarnik i ciepłe, ledwo co wyciągnięte drożdżowe bułeczki zapakowałam do auta. Naszym celem była słoneczna i górzysta Bośnia i Hercegowina, ale wczesniej przystanek i pokój z widokiem na rozświetloną pastelowym jesiennym słońcem wiedeńską uliczkę. Brioche kusiły przez całą drogę wypełniając auto obłędnym zapachem, ale ich przeznaczeniem była uczta tam, gdzie -  jak podaje przewodnik - mieszkańców charakteryzuje melancholijny sarkazm. Była to też uczta na chwilowe pożegnanie niskich środkowoeuropejskich temperatur. Od tego momentu z każdym przejechanym kilometrem było coraz bliżej ciepła!
Nadzienie do rogali świętomarcińskich i brioche to duet równie udany co rogal świętomarciński w swej tradycyjnej postaci. Całość wykończona niełuskanym sezamem dodaje charakteru i świetnie dopełnia smak słodkiego makowego wnętrza. Jeśli chodzi o proporcje ciasta do nadzienia, to starałam się, aby uzyskać podobne do tych w rogalach.








BRIOCHE Z NADZIENIEM DO ROGALI ŚWIĘTOMARCIŃSKICH

B r i o c he:
(nieznacznie zmienione, na podstawie zmodyfikowanego przez Liskę przepisu Rachel Khoo)
250 g mąki pszennej
80 g masła
50 ml mleka
60 g cukru trzcinowego
20 g świeżych drożdży
1 jajko roztrzepane
1 czubata łyżka śmietany
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu waniliowego
1 łyżeczka wody z kwiatów pomarańczy
szczypta różowej soli himalajskiej

N a d z i e n i e   m a k o w e: 
(opisane dokładnie Tutaj)
300 g białego maku
500 ml mleka
300 g cukru
200 g wcześniej upieczonego biszkoptu (w oryginale okruchy biszkoptowe, ja tym razem użyłam gotowych podłużnych biszkoptów - savioardi)
50 g miękkiego masła
50 g drobno posiekanych orzechów włoskich
50 g rodzynek
25 g mielonej suszonej kandyzowanej skórki pomarańczowej (w oryginale 50 g skórki pomarańczowej)
2 duże jajka
parę kropel aromatu migdałowego (w oryginale ekstrakt migdałowy)

W y k o ń cz e n i e:
1 rozbełtane jajko do posmarowania
niełuskany sezam

B r i o c h e. Przygotować tortownicę o średnicy 26 cm, którą należy wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. W garnuszku podgrzewać mleko razem z masłem do momentu rozpuszczenia się masła i odstawić do przestudzenia. Drożdże rozgnieść z czubatą łyżką cukru (z podanych 60 g) i dodać do letniego mleka z masłem. Następnie wymieszać i pozostawić na parę minut, aż zaczną "bąblować". Umieścić w misce pozostałe składniki, zalać mieszanką mleka z masłem i drożdżami, następnie wyrobić luźne ciasto. Wyrobione ciasto odstawić do wyrośnięcia (po ok 2 godzinach w chłodny dzień ciasto podwoiło swoją objętość). Następnie ciasto należy przełożyć na stolnicę i rozwałkować na prostokąt o dłuższym boku ok 40 - 50 cm. Na powierzchni, pozostawiając wolne krawędzie suto rozsmarować masę makową (grubość na ok 5 mm, a może nawet 1 cm ;)). Ciasto zwinąć w roladę i pokroić na 10 - 12 części, które następnie należy ułożyć w tortownicy, przykryć folią spożywczą i wstawić na noc do lodówki. Następnego dnia wyciągnąć na 1 - 1,5 godziny przed pieczeniem brioche. Kiedy ciasto osiągnie temperaturę pokojową, posmarować jajkiem i posypać niełuskanym sezamem, następnie wstawić do piekarnika nagrzanego do 160°C i piec około 40 - 45 min.
N a d z i e n i e   m a k o w e. Przygotowałam pełną porcję nadzienia podaną w przepisie na rogale świętomarcińskie. Nadzienia zostaje sporo, ale spokojnie można je zamrozić i mieć porcję na następne brioche lub do innych wypieków.  Zagotować mleko i zalać nim na 2 godziny mak. Następnie należy przełożyć go na sitko (u mnie przykryte kuchenną ściereczką) i pozostawić do odcieknięcia na 1 godzinę. Biszkopty pokruszyć w dłoniach, dodać wraz z cukrem do odciśniętego przez ściereczkę maku i dwukrotnie zmielić. Do zmielonej masy dodać posiekane orzechy, rodzynki, skórkę pomarańczową, jajka, masło, olejek migdałowy i całość dokładnie wymieszać.

Tak się fajnie złożyło, że cały wyjazd był trochę pod znakiem pokoi z widokiem. W drodze powrotnej było tak.

niedziela, 6 października 2013

CZEKOLADA.


Noc. Kostka sera. Gorzka czekolada. Dwie mini tortownice i jak się okazuje cztery foremki na kruche babeczki - bo tak się rozrosła ta kostka sera od dodatków. Miało być intensywnie w smaku i bardzo kremowo. Było! Takie skoncentrowane małe Co Nieco, niezwykle wyraziste i z ulubionymi przyprawami. Jedna mała tortownica wypełniona bardzo czekoladowym sernikiem została w domu, a drugą wrzuciłam rano do torby i zabrałam do pociągu. W torbie obok metalowej formy leżało coś jeszcze, mały pojemnik z ciągle ciepłym, świeżo zrobionym  karmelem z dodatkiem różowej soli himalajskiej. Solna ekstrawagancja kupiona na targu, ale jak się oprzeć temu delikatnie różowemu kolorowi. Chojnie oblany, cudownie podkreślającym smak czekolady karmelem, sernik o średnicy 12 cm podzielony na kilka kawałków - oberwało mi się, że zdecydowanie za mało. Polecam wszystkim czekoholikom.


CZEKOLADOWY SERNIK Z POLEWĄ KARMELOWĄ

C i a s t o:
100 g mąki pszennej
50 g cukru trzcinowego
50 g zimnego masła
1 czubata łyżeczka kakao
1 czubata łyżka śmietany
szczypta soli

M a s a   s e r o w a: 
300 g sera białego śmietankowego
100 gorzkiej czekolady (65-70%)
80 g drobnego cukru trzcinowego
2 jajka
1 czubata łyżka kakao
1 czubata (właściwie kopiasta) łyżka masła
1 czubata łyżeczka skrobi kukurydzianej
3/4 - 1 płaska łyżeczka suszonej kandyzowanej skórki pomarańczowej
1/2 płaskiej łyżeczki ziela angielskiego

K a r m e l (klik)

W y k o n a n i e. Tortownice należy wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia, a foremki na tartaletki wysmarować masłem. Na stolnicę przesiać mąkę, dodać cukier, szczyptę soli i pokrojone w plasterki masło i posiekać nożem. Następnie należy dodać łyżkę śmietany i ponownie posiekać nożem. Ciasto należy szybko zagnieść i rozwałkować, wylepić nim formy, nakłuć widelcem i włożyć do nagrzanego do 180°C piekarnika. Piec przez ok. 15 minut. Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej i pozostawić, żeby trochę przestygła (co jakiś czas mieszając). W międzyczasie zmiksować jajka z cukrem. Następnie dodać ser, szczyptę soli, masło, kakao i zmiksować do połączenia składników. Na koniec miksując wlewać cienką strużką roztopioną czekoladę, następnie wsypać przyprawy oraz łyżeczkę skrobi kukurydzianej i zmiksować na najniższych obrotach aż do uzyskania jednolitej konsystencji. Masę serową należy wylać na podpieczone kruche spody i piec w 160°C przez ok. 40-50 minut. Chłodzić przez noc w lodówce, następnie pokroić na kawałki i polać karmelem.


wtorek, 1 października 2013

KREM KRÓWKOWY.



Białe kryształki cukru zmieniające się pod wpływem temperatury w złocisty karmel. Zajęcie trochę jak dla alchemika, ale na miarę moich chemicznych zdolności. Obserwując topiący się powoli cukier, nie mogłam przegonić myśli o procesach zachodzących w jego strukturze krystalicznej. Takie pozostałości szkolnej fascynacji. Mało brakowało, żeby to błądzenie skutkowało przypaleniem karmelu. Ale udało się i  niech to będzie wpis ze specjalną dedykacją - dla Chemika! 
Krem krówkowy, jak widać na załączonym zdjęciu stał się polewą do pewnej czekoladowej słodkości, ale o tym następnym razem.

KREM KRÓWKOWY
(korzystałam z Tego przepisu)

S k ł a d n i k i:
200 g śmietanki 30%
100 g białego cukru
40 g masła
szczypta soli (u mnie ekstrawagancko - różowa sól himalajska)

W y k o n a n i e. Cukier stopić w rondlu o grubym dnie, do uzyskania złotego koloru. Następnie należy dodać kawałki masła i wlać śmietankę jednocześnie cały czas mieszając. Na koniec dodać szczyptę soli i mieszać na wolnym ogniu do momentu, aż trochę zgęstnieje i stanie się lekko ciągnąca. Autorka przepisu radzi gotowy krem przełożyć do wyparzonego słoika i przechowywać w lodówce (po otwarciu nie dłużej niż 1,5 tygodnia).