Morze mgły otula o świcie drzewa w parku. W promieniach słońca wygląda to bardzo bajkowo. Na ścieżkach panoszą się już opadające wilgotne liście, a nocą przez okno wpływa coraz więcej chłodnego powietrza.
W dzieciństwie ciepłe lato trwało dłużej. Dzień rozpoczynał się wcześnie i kończył bardzo późno. Wszystko toczyło się naturalnym rytmem i budzenie się o świcie nie sprawiało problemu. Wpadające do pokoju słoneczne refleksy muskające twarz rozpoczynały proces powolnego wstawania, który trwał dwie, a nawet trzy godziny. Czas wypełniony przeplatającymi się krótkimi drzemkami pełnymi abstrakcyjnych snów, marzeniami i kolejnymi kartkami książek. Dopiero uporczywy głód dawał impuls, aby tak naprawdę wstać i rozprawić się z następnymi rytuałami. Dotknąć bosymi stopami starych modrzewiowych desek, chwilę poobserwować, co się dzieje za każdym z okien, zjeść cokolwiek i wyjść.
To, co było, czekało, co się działo i czuło poza domem, było jak z innego świata, innej opowieści. Po poranku w krainie snów czekał cały dzień, a z nim nowe przygody. Wiele godzin spędzonych na buszowaniu po dworze, łapaniu słońca i odgłosów dobiegających z przegrzanych traw. Dla małego człowieka wszystko było większe, dłuższe, bardziej niezwykłe i intensywne. Jeśli nic się nie działo, zawsze można było to sobie wyobrazić, a wtedy zaczynało się dziać. Znaleziona na ścieżce prowadzącej na działkę stara ubrudzona farbą męska koszula stawała się tajemniczą zagadką wymagającą natychmiastowego rozwiązania.
Wieczory zazwyczaj spędzało się w ogrodzie. Wędrując coraz niżej słońce oświetlało rosnące w cieniu za drzewami niskie krzaki uginające się pod agrestem i różnokolorowymi porzeczkami. Ze starych krzewów został tylko jeden z lekko cierpkimi czarnymi porzeczkami. Rok temu zamknęłam je w słoikach. Czekały.
Jesień już zastąpiła lato, ale pewien niewielki zielony konik polny, niespodziewanie zerkający na mnie ze stołu w pracy, przywołał całkiem sporo letnich wspomnień. Właśnie tak smakuje mój schyłek lata. Smak, który potrafi przywołać te najcieplejsze, najdłuższe dni i jednocześnie oswoić czas który nastał. Słodko cierpki, bogaty i rozwijający się. Kwaskowy początek kończy się ciepłą słodyczą.
SERNIK Z CZARNĄ PORZECZKĄ NA SPODZIE BROWNIE
B r o w n i e:
(składniki wystarczą na 2 spody do sernika albo 1 formę z wylepionymi brzegami)
180 g gorzkiej czekolady 70%
180 g masła
220 g cukru pudru
3 jajka
100 g mąki pszennej
1 czubata łyżka karobu
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
M a s a s e r o w a:
1kg półtłustego sera białego, trzykrotnie zmielonego
7 żółtek
5 białek
ok 200 g drobnego cukru
100 g miękkiego masła
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
200 - 300 ml dżemu (powideł?) z czarnej porzeczki (domowy bardzo gęsty z nieprzetartymi owocami, niesłodki)
szczypta różowej soli himalajskiej
ziarna wydłubane z dwóch lasek wanilii
B r o w n i e. Użyłam wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 24 cm. Formę wstawiłam dodatkowo na blaszkę do ciastek, na której ustawiłam jeszcze niewielki garnuszek wypełniony do 1/3 wysokości wodą (tak aby wyparowała całkowicie przed końcem pieczenia). Nieco ponad połową brownie wylepiłam spód formy, a resztę użyłam do drugiego sernika. Piekłam w piekarniku gazowym.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej. Masło utrzeć mikserem z cukrem pudrem. Dodać jajka ucierając dokładnie po każdym. Następnie dodać roztopioną czekoladę oraz karob i zmiksować na gładką masę. Na koniec przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia i dokładnie zmiksować
M a s a s e r o w a. Przygotowanie z użyciem makutry. Masło z cukrem utrzeć na gładko w makutrze. Do roztartego masła dodawać dżem z czarnych porzeczek i dokładnie ucierać na gładką masę. Następnie dodawać po kolei: wanilię, jajka, ser ze szczyptą soli, mąkę ziemniaczaną, dokładnie ucierając po każdym ze składników. Masę serową wylać na brownie. Piekarnik nagrzać do 170°C i umieścić garnuszek z wodą. Piec przez 70 minut. Pozostawić w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Następnie trzymać przez parę godzin na wierzchu, a następnie wstawić do lodówki i chłodzić przez 2-3 godziny, a najlepiej przez całą noc.
SERNIK Z CZARNĄ PORZECZKĄ NA SPODZIE BROWNIE
B r o w n i e:
(składniki wystarczą na 2 spody do sernika albo 1 formę z wylepionymi brzegami)
180 g gorzkiej czekolady 70%
180 g masła
220 g cukru pudru
3 jajka
100 g mąki pszennej
1 czubata łyżka karobu
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
M a s a s e r o w a:
1kg półtłustego sera białego, trzykrotnie zmielonego
7 żółtek
5 białek
ok 200 g drobnego cukru
100 g miękkiego masła
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
200 - 300 ml dżemu (powideł?) z czarnej porzeczki (domowy bardzo gęsty z nieprzetartymi owocami, niesłodki)
szczypta różowej soli himalajskiej
ziarna wydłubane z dwóch lasek wanilii
B r o w n i e. Użyłam wysmarowanej masłem tortownicy o średnicy 24 cm. Formę wstawiłam dodatkowo na blaszkę do ciastek, na której ustawiłam jeszcze niewielki garnuszek wypełniony do 1/3 wysokości wodą (tak aby wyparowała całkowicie przed końcem pieczenia). Nieco ponad połową brownie wylepiłam spód formy, a resztę użyłam do drugiego sernika. Piekłam w piekarniku gazowym.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej. Masło utrzeć mikserem z cukrem pudrem. Dodać jajka ucierając dokładnie po każdym. Następnie dodać roztopioną czekoladę oraz karob i zmiksować na gładką masę. Na koniec przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia i dokładnie zmiksować
M a s a s e r o w a. Przygotowanie z użyciem makutry. Masło z cukrem utrzeć na gładko w makutrze. Do roztartego masła dodawać dżem z czarnych porzeczek i dokładnie ucierać na gładką masę. Następnie dodawać po kolei: wanilię, jajka, ser ze szczyptą soli, mąkę ziemniaczaną, dokładnie ucierając po każdym ze składników. Masę serową wylać na brownie. Piekarnik nagrzać do 170°C i umieścić garnuszek z wodą. Piec przez 70 minut. Pozostawić w piekarniku do całkowitego wystudzenia. Następnie trzymać przez parę godzin na wierzchu, a następnie wstawić do lodówki i chłodzić przez 2-3 godziny, a najlepiej przez całą noc.
Tak, w dzieciństwie czas sączył się powoli... ale i teraz da się wyjść poza jego bieg, poczuć magię, kiedy odsunie się myśli codzienne i pójdzie zbierać owoce albo listki oregano na zimowe zapasy:)
OdpowiedzUsuńPięknie namalowany słowami post, zdjęcia przecudne, a sernik musiał być przepyszny.. aż się zapytam w domu czy makutra jest, jeśli tak to będę próbowała przywołać smak późnego lata w listopadzie;)
Masz rację Lila, tak się czuję za każdym razem robiąc pomarańczową przyprawę, zbierając czarny bez na syrop, a przede wszystkim doglądając poziomek...
UsuńMasz rację ;]
Dziękuję za niezwykłe słowa, aż rumieniec jest.
Jesień
OdpowiedzUsuńDrzewa na wieczną jesień schodzą w szare parki
przez pastelowe chwile przegniłej pogody;
w zamglonych nocach dni kucające o zmrok;
czai się pustą twarzą niebo bez obłoków.
Rano... znowu się budzę w przekroplonej ciszy,
sen odrasta w powiekach napęczniałych męką,
Szarość tańczy po szybach pajączkami pyłu,
pokój się wpół unosi na ugiętych rękach
i sennie mi spogląda w rozproszone oczy...
Rano... w szum odbiegają myśli już odległe
i ty odpływasz w zachód mgieł odeszłym...
ulice wchodzą oknem, blade bezobliczem,
szorstką powierzchnią bruków w szyby mgłami spierzchłe.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dzień się prześliźnie długim, lepkim ślizgiem
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
aż spłynie wieczór gęsty z szarych tapet
i westchnie jesień odległych pociągów wysapem,
Szarość pokoi podpali się zgniłą purpurą chryzantem.
W nocy pies we mgle szczeka,
rozpruwa szwy ciszy
i czkawka echa kaszle z przegniłych płuc podwórz.
Nie chodź po zwiędłym zmroku, lepiej okno otwórz:
przestrzeń powiewa w usta gorzką, wonną jesień.
Krzysztof Kamil Baczyński