Uwielbiam ten moment, kiedy znajduję w skrzynce listy i
maile na które bardzo czekam, których się nie spodziewam ale o których nieśmiało marzę. I tak pewnego wiosennego dnia znalazłam krótką wiadomość. Już
począwszy od tytułu pojawił się uśmiech na twarzy. W treści prawie
magiczne słowa. Tort weselny. Babeczki. Szybko przeszło do konkretów. Zostałam
obdarzona ogromnym zaufaniem i dostałam dużo swobody w kwestii
wykonania. Z Karoliną i Marcinem współpracowało się wspaniale. Zbuntował się tylko mikser, ale przyzwyczaiłam się do tego,
że sprzęty elektroniczne mnie nie lubią. Trudno. Najważniejsza jest
makutra - to bez niej nie będzie aksamitnego kremu. I najwspanialsi na świecie pomocnicy, bez nich nie poszłoby tak sprawnie. Dziękuję Wam!
I ta chwila, kiedy goście dobierają się do tortu. Trochę niepewności,
stres. Potem łyżka, widelec, odwijanie osłonki, pierwszy gryz. Kiedy pojawia się
uśmiech na twarzach mija całe zmęczenie, czuje się wtedy radość.
Z Panną Lilą, która pomagała i dokumentowała ;] |
Będzie tu jeszcze edycja, z relacji Panny Lili, trzeba tylko odzyskać stracone po formacie zdjęcie ;]