Szybka notatka w oczekiwaniu na uzupełnienie zaległości. Prawie 30 letni mikser Mamy oficjalnie przeszedł na emeryturę. Co prawda, po czerwcowej za-dym-ie został wskrzeszony, ale 3 minuty na wysokich obrotach przyprawiają go o zadyszkę i gorączkę, uniemożliwiając poważniejsze przedsięwzięcia. Jego następca przechodzi teraz wyczerpujące testy, uczestnicząc w moim najnowszym cukierniczym wyzwaniu! Jest zachwyt nową maszyną, ale sentyment do starego miksera pozostanie niezmienny.
Był dzielny. Był piękny. Właściwie to dalej jest, jego wzornictwo z upływem lat na niczym nie straciło. Do tego historia przepływająca przez pręciki mieszadeł. Bił cudownie sztywne piany na francuskie makaroniki i ucierał idealnie gładkie kremy. Miał chwile słabości i zdarzało mu się zmieniać ściany w płótna Jacksona Pollocka, ale zawsze to jakiś dreszczyk emocji, urozmaicenie historii kuchennych. Moich historii, dlatego uznałam, że należy mu się te kilka zdań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz